Informacje

  • Wszystkie kilometry: 9481.55 km
  • Km w terenie: 1675.50 km (17.67%)
  • Czas na rowerze: 24d 19h 04m
  • Prędkość średnia: 15.01 km/h
  • Suma w górę: 11479 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy MrHead.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2012

Dystans całkowity:379.52 km (w terenie 86.00 km; 22.66%)
Czas w ruchu:22:45
Średnia prędkość:15.73 km/h
Maksymalna prędkość:48.30 km/h
Suma kalorii:8104 kcal
Liczba aktywności:20
Średnio na aktywność:18.98 km i 1h 15m
Więcej statystyk
Czwartek, 14 czerwca 2012

Na próbę do orkiestry

Okazało się, że dziś pękł 1000 km przejechanych w tym roku. Nieźle zważywszy że zrobiłem to przed granicą połowy roku.
  • DST 2.40km
  • Czas 00:10
  • VAVG 14.40km/h
  • VMAX 28.00km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Kalorie 84kcal
  • Sprzęt J.Notter (Emeryt)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 14 czerwca 2012

Deszczowo, obiegowo.

Dziś nadrobiłem pewną kwestię o której zapomniałem a mianowicie dokończyłem to o co zostałem poproszony i pojechałem po ostatnie pieczątki karty obiegowej (nie mojej).
Do Włocławka padał lekki deszczyk, w zasadzie to w powietrzu było więcej wilgoci niż w kroplach spadających z nieba.
Jak dojechałem do centrum siąpiło już mocniej. Po zdobyciu ostatniej pieczątki pojechałem do Tesco, mając na względzie fakt, że zjadłem bardzo lekkie śniadanie, kupiłem w bistro mały zestaw obiadowy. Dodatkowe kalorie przydały się, bowiem za oknem zaczęło padać na dobre co oznacza obniżenie temperatury i większy wiatr a co za tym idzie więcej trzeba włożyć energii w kręcenie.
W plecaku od pół roku czekało na swój dzień przeciwdeszczowe ponczo, które okazyjnie kupiłem w grudniu w Białymstoku. Założyłem je i w drogę.
W zasadzie to ponczo ma tylko jedną wadę. Jak się z mocno naciągnie człowiek albo odchyli od kierownicy to odpinają się dolne zapinki. No ale lepsze to niż podarty materiał. A ten jest super, coś jak bardzo cienka plandeka, która chroni mnie i całą kierownicę wraz z osprzętem. W zasadzie to był pierwszy deszcz w jakim miał okazję jechać nowy licznik i nokia. Profex jest w miarę odporny na wodę ale nokia? Po powrocie do domu nie dawała znaków, że coś jest nie tak. Jednak fińskie komórki to twardzi zawodnicy.
Tak ubrany jechałem całe 16 km, słuchając radia i czerpiąc radość z jazdy.
Jednakże jeśli jutro też będzie padać to wątpię bym wyruszył, buty jednak przemokły a po za tym w lesie nie ma tak dobrych widoków przy takiej pogodzie.
  • DST 37.53km
  • Teren 2.00km
  • Czas 02:21
  • VAVG 15.97km/h
  • VMAX 28.30km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Kalorie 783kcal
  • Sprzęt J.Notter (Emeryt)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 13 czerwca 2012

Piękna pogoda, aż grzech było nie jechać.

Kolo zrobione, pogoda się poprawiła, aż kusiło by znowu pojechać. Tym razem tam gdzie ostatnio zmieniłem kierunek przez stojący znak zakazu, teraz pojechałem dalej. Jak się okazało była to dobra decyzja bo już po niecałym kilometrze byłem przy kolejnej tablicy szlaku Niecka Kłócieńska. A otoczenie było zniewalające. Rzadko mam okazje bywać w lesie który żyje bez ingerencji człowieka, czyli sadzenie, wycinka itd. Tutaj wszystko było gęste. Gęsta roślinność, gęsta zieleń i wszystko wielkie. Czułem się jak w plenerze do horroru, las był piękny i zarazem przerażający swoją dzikością.
Potem udałem się na Skrzynki a jadąc tam już asfaltem czułem, że koło lepiej się toczy niż w ostatnich dniach. Lepiej je czułem, wyraźnie jest wszystko spasowane i oby tak już pozostało.
Po za tym zwrócić trzeba uwagę na pogodę. A ta bajeczna, podeszczowa więc nawet leśne ścieżki bardziej plastyczne. Temperatura 20 stopni, lekko pochmurno i dosyć wilgotno a do tego wysokie ciśnienie. Pedałowało się bardzo komfortowo. Deszcz jak czarodziej sprawił, że tam gdzie przeważnie są tłumy ludzi, dziś było pusto. To rzadki widok by o tej porze roku nad jeziorem było pusto. Ale było i mogłem swobodnie obserwować przyrodę, jezioro i robić zdjęcia bez skrępowania. Miałem nawet ochotę się wykąpać ale....poczekam do "Jana". Trochę się na Skrzynkach zatrzymałem obserwując dzikie kaczki, chmury i odkrywając że w zaroślach siedzą leniwie w łódkach wędkarze. I kaczki i wędkarze i ja korzystaliśmy ze spokoju i ciszy. A potem dalej w las, tym razem ścieżką którą jeszcze nie jechałem. Przez moment byłem na terenie województwa mazowieckiego.
Potem w kierunku domu po raz pierwszy leśną ścieżką konną. I znowu odkrycie ciekawych miejsc. Kiedy znalazłem się na asfalcie, poczułem że nie chce jeszcze wracać do domu i muszę się jeszcze bardziej nasycić jazdą. Więc znowu w las czerwoną ścieżką rowerową aż do Telążnej i stamtąd powrót do domu.
Znowu nie pękło 50km ale już nie chciało mi się po zrobieniu zakupów kręcić tylko dla wyniku. Jutro też jest dzień!
Wrócę jeszcze do nawigacji podczas jazdy. Dziś naprawdę się przydała bo wgrana mapa pozwoliła mi się orientować w terenie. Można w trakcie trwania wycieczki przesuwać i powiększać dowolny obszar co ułatwia orientację, szczególnie, że cały czas widać pokonaną trasę.
Obecne rejony robią się powoli dla mnie za małe. Chociaż wiem, że ukryte jest w nich jeszcze wiele niespodzianek, to i tak nie zmienia to faktu, że chyba pora zapuszczać się dalej.


Tak jak wczoraj pisałem trzeba było przejechać ten zakaz by dojechać na szlak rezerwatu © KornFanHead

Kolejna tablica nie wytrzymała warunków przyrodniczych. Ale ważne, że jest cała, czytelna i nie dotknięta przez wandali. © KornFanHead

W gęstwinie paśnik czeka na zwierzynę. © KornFanHead

Tym razem tablice które są w bardzo dobrym stanie i mój rower świeżo po naprawie. © KornFanHead

No więc nie wchodziłem. © KornFanHead

Tę tablice odnawiają chyba co rok. Tak na wszelki wypadek by nie było niedomówień. Jezioro skrzyneckie oczywiście. © KornFanHead

Rowerki wodne do wynajęcia. Dziś nie było chętnych. W ogóle prawie nikogo nie było nie licząc kilku zaszytych w czcinach wędkarzy. © KornFanHead
Jedna z wielu spotkanych kaczuszek. Ta odłączyła się od stadka i postanowiła popływać na otwartej wodzie, korzystając z okazji że jest spokój i nie ma ludzi. © KornFanHead
To zdjęcie wyraża wszystko. Spokój, ciszę, pustkę i idealne warunki atmosferyczne do pedałowania. © KornFanHead

Zazwyczaj to właśnie tutaj jest najwięcej ludzi. W sumie przy takim pomoście łatwiej upilnować dzieci. © KornFanHead

Dokładnie na granicy województw Kuj-Pom i Maz. © KornFanHead

I kolejne ciekawe odkrycie w lesie. Skromna ale bardzo ciekawa kapliczka na drzewie. © KornFanHead
  • DST 47.13km
  • Teren 15.00km
  • Czas 03:00
  • VAVG 15.71km/h
  • VMAX 31.60km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Kalorie 991kcal
  • Sprzęt J.Notter (Emeryt)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 13 czerwca 2012

Po części do sklepu rowerowego

Napraw ciąg dalszy. Wczoraj dopasowałem konusy do kulek i przykręciłem koło. Podczas zakładania hamulca poszedł gwint w śrubie, która trzyma naciągniętą linkę.
Po za tym okazało się, że i tak są luzy. Tak więc postanowiłem, że dziś kupię nowe konusy, nowe kulki i nie wyjdę z warsztatu aż tego nie zrobię.
Koszt części ok 12 zł. 2 konusy, 2 wianki które kupiłem by wyjąć z nich kulki, śruba do naciągania linki i zestaw szybkiego klejenia dętek w drodze.

Potem do warsztatu i jazda. Najgorzej szło odkręcenie wolnobiegu. Po 10 minutach cudowania z kołem i szukania odpowiedniej pozycji udało się. Sam wolnobieg też wymaga zastanowienia bo do środka dostał się piasek. No ale póki kręci nie będę go wymieniał. Potem wymiana kulek, wyjąć poprzednie to była sztuka ale jakoś szybko to poszło. Potem włożenie nowych, smar i czyszczenie koła i wolnobiegu przed ponownym założeniem. A kiedy koło czekało odłożone na bok gotowe do włożenia osi, ja najpierw zdjąłem z niej wszystko, wyczyściłem ją dokładnie i nałożyłem nowy konus od strony wolnobiegu od razu dobrze go kontrując. Potem smar, włożenie osi do koła i....tutaj zaczęła się cała zabawa. Albo było za ciasno, albo za luźno. Jak konus siedział dobrze, to po skontrowaniu oś była zupełnie zablokowana. Znowu zabawa z pozycją i milimetrami na gwincie. Założyłem nawet na kontrę z drugiej strony klucz i zabezpieczyłem nakrętką. Potem oprałem o ścianę i tak próbowałem ustawić i skontrować konus.
W końcu udało się, koło założyłem na rower i ulga bo trzyma się tak jak powinno bez luzów.
Potem tylko zabawa z regulacją hamulce i rower znowu gotowy do drogi.
  • DST 3.00km
  • Czas 00:10
  • VAVG 18.00km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Sprzęt J.Notter (Emeryt)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 12 czerwca 2012

Przymusowy powrót....

Miało być tak pięknie. Pogoda super, nawet udało mi się troszeczkę wcześniej wstać. No wiec cóż robić innego, w drogę ku słońcu.
Podążyłem dawno nie uczęszczaną drogą. W sumie mało atrakcyjna turystycznie, ale wystarczyło wykręcić w bok i znalazłem się wśród łowieckich ambon. Oprócz tego, że to miejsce gdzie tchórzliwi ludzie czają się wysoko z bronią na niewinne zwierzęta, jest to dobry punkt widokowy. Zrobiłem kilka zdjęć i udałem się dalej w las. Niestety po wyrębach nie znalazłem drogi którą kiedyś łapałem skrót na Skrzynki. Zawrotka i kiedy trafiłem na asfalt odkryłem, że mam zbyt duże luzy w tylnym kole. "No nie - pomyślałem - znowu pękła oś wolnobiegu". Wróciłem do domu i odkręciłem koło. Na szczęście ośka nie złamana a tylko wystąpiły luzy na trzpieniach. Wyczyściłem więc oś i koło, dałem nowy smar a potem wyregulowałem trzpienie (konusy) na nowo. Przykręciłem koło zadowolony, że jeszcze się przejadę, kiedy podczas regulacji hamulca zerwał się gwint w śrubie mocującej linkę. Było po 17 więc dopiero jutro kupię nowa i znowu w drogę.
Pierwsza ambona na jaką się dzisiaj natknąłem © KornFanHead

Wchodząc wypłoszyłem niechcący ptaszka który uwił sobie tam gniazdko. © KornFanHead

A tutaj druga ambona widoczna z wnętrza pierwszej. © KornFanHead

Wnętrze drugiej ambony. Trochę bardziej przestronnie niż w tej pierwszej © KornFanHead

Widok z drugiej ambony na kolejną. Ale tam już się nie pchalem. © KornFanHead

I jeszcze widok z tej drugiej na pierwszą jaką odwiedziłem. Swoją drogą zaciekli są Ci myśliwi skoro tyle ich ponastawiali. © KornFanHead

Opuszczone gospodarstwo, a przynajmniej na takie wygląda. Widok z drugiej ambonki. © KornFanHead

Potem udałem się tutaj. © KornFanHead

To jedno z niewielu miejsc w GWPK gdzie bywają nie tknięte ludzką ręką rejony. © KornFanHead

Tablica informacyjna nie wytrzymała warunków panujących w rezerwacie. Spróchniała i równo zwaliła się na ziemię. © KornFanHead

Niby zakaz ale następnym razem właśnie tą drogą będę musiał pojechać. © KornFanHead
  • DST 19.75km
  • Teren 3.00km
  • VMAX 32.40km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Kalorie 423kcal
  • Sprzęt J.Notter (Emeryt)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 11 czerwca 2012

Dalsze testy Sports Trackera.

Zaraz po tym jak wstałem, zabrałem się za porządki wokół siebie. Potem poszperałem w sieci czy aby może jest taka opcja by wgrać mapę dla programu Sports Tracker. Okazało się, że jest i po długim czasie udało mi się to zrobić. Potem odpaliłem program, poczekałem na satelity i...jest! Zamiast pustki pod śladem GPS jest mapa i to wyraźna.
Po obiedzie wsiadłem na rower i pojechałem trasą którą niedawno miałem okazję jechać. Tak więc Włocławek, Rybnica, Mursk, Smólnik i powrót.
W końcu udało mi się zrobić zdjęcia w Mursku i na Rybnicy w samotności.
Plan był taki by zrobić dziś 50 km. Kółko okazało się trochę krótsze. Ale jutro też jest dzień.

Jezioro Rybnica. Dziś nie było tam dziwnie patrzących na człowieka a aparatem turystów. Można więc było na spokojnie porobić zdjęcia. © KornFanHead

Prowizoryczna regulacja odpływu wody do kanału. © KornFanHead

Łódka rybacka z platformą zabezpieczającą ukryte w przybrzeżnych zaroślach. Nie widać ich na pierwszy rzut oka z brzegu. © KornFanHead

Centrum zarządzania :) Dziś udało mi się wgrać mapę więc już nie było pustego tła pod śladem GPS. © KornFanHead

Wejście na ścieżkę do jeziora Rybnica. Kiedyś były tutaj tabliczki z zakazem wstępu. Teraz na szczęście są tylko z zakazem wyrzucania śmieci. © KornFanHead

Józefowo. Zaczyna się asfalt i ciągnie do samego Smólnika. Pełen komfort jazdy! © KornFanHead

Wejście na cmentarz ewangelicko-augburski w Mursku © KornFanHead

Groby rzadko rozstawione ale w miarę znośnym stanie. U góry po lewej widać duży drewniany krzyż © KornFanHead

jak widać odległości od mogił są spore. © KornFanHead

Widok ze środka cmentarza a tuż za drogą dom. Ciekawe czy mieszkańcy słyszeli lub widzieli kiedyś coś dziwnego... © KornFanHead

Odpoczynek jak zwykle pod dębem © KornFanHead

Słynna dziupla w której turyści robią sobie zdjęcia. © KornFanHead

I jej wnętrze. Co ciekawe u góry czasem lubią sypiać nietoperze. Więc zanim ktoś chce wejść do środka pozując do zdjęcia, lepiej to sprawdzić. © KornFanHead
  • DST 46.50km
  • Teren 5.00km
  • Czas 02:34
  • VAVG 18.12km/h
  • VMAX 36.40km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Kalorie 1023kcal
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 11 czerwca 2012

Do sklepu

Tak jak pisałem wczoraj pojechałem po paski zaciskowe. Jednak nie będę ich montował skoro tamte dobrze trzymają. Wezmę parę w zapasie do niezbędnika i w razie co zawsze będą pod ręką.
  • DST 4.56km
  • Czas 00:16
  • VAVG 17.10km/h
  • VMAX 28.10km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Kalorie 98kcal
  • Sprzęt J.Notter (Emeryt)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 10 czerwca 2012

Testując aplikację Sports Tracker i uchwyt do telefonu.

Postanowiłem dziś przejechać się gdzieś dalej po dłuższej przerwie uziemienia spowodowanej zakazem wstępu do lasu. Co prawda nie zamierzałem zagłębiać się w zieloność ale pokręcić trochę na obrzeżach GWPK. Byłem nieźle podekscytowany bowiem wczoraj udało mi się w końcu wgrać na telefon aplikację Sports Tracker i chciałem ją wypróbować. Jednocześnie żałowałem, że nie mam jeszcze uchwytu na telefon do roweru. Jak mówi staropolskie przysłowie, potrzeba matką wynalazków. Tak wiec idąc po rower do garażu wpadłem na pewien pomysł. Wziąłem uchwyt do telefonu jaki od lat towarzyszy mi w samochodowych trasach. Ściągnąłem go z wysięgnika i zacząłem kombinować. Po 10 uchwyt tkwił już na kierownicy rowerowej zamocowany na 4 opaskach zaciskowych. Sam byłem zaskoczony, że poszło tak łatwo a do tego tak solidnie. W dodatku telefon miałem dokładnie na środku kierownicy. Trzeba było to wypróbować, no więc w drogę. I tak ruszyłem z miejsca i jak na zawołanie zrobiłem 40 km w 2 godziny, co dawno mi się nie zdarzyło by osiągnąć taki wynik. Oczywiście wszelkie liczby spisane są z licznika. Program dokładnie zapisał ślad GPS i pięknie go pokazał na mapie google. Nie będę jednak publikować map na blogu a zachowam je dla swojej prywaty.
Zamiast tego pokaże zdjęcia jak wygląda mój patent z uchwytem, kto wie może wam też się przyda. Te same zdjęcia znajdziecie na forum w temacie "Jaki uchwyt na telefon"

Tak prezentuje się kierownica z akcesoriami patrząc od góry, czyli tak jak widzą ją kiedy jadę. © KornFanHead

Tak wygląda mocowanie od spodu w górnej części. Jeden pasek owija uchwyt a dwa dociskają go do kierownicy. © KornFanHead

W dolnej części jeden pasek trzyma uchwyt na kierownicy. Tym sposobem uchwyt trzyma się 3 punktowo co gwarantuje stabilność © KornFanHead

Tak to wygląda z boku. Po weekendzie zaopatrzę się w czarne paski a po montażu usunę końcówki by estetyczniej to wyglądało. © KornFanHead


Tym prostym sposobem ok 30 zł mamy w kieszeni.W dodatku telefon jest blisko kierownicy a nie wysoko jak to ma miejsce w większości dostępnych na rynku uchwytach. W dodatku uchwyt nadal można używać w samochodzie, wystarczy zdjąć paski. A koszt takich zacisków to grosze!
  • DST 41.13km
  • Teren 3.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 20.57km/h
  • VMAX 39.50km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Kalorie 926kcal
  • Sprzęt J.Notter (Emeryt)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 9 czerwca 2012

Test - recenzja licznika Profex 22 funkcje

Czekając na zniesienie zakazy wstępu do lasu postanowiłem podzielić się moją opinią na temat nowego nabytku jakim jest licznik Profex wraz ze zdjęciami na końcu recenczji. Życzę zatem miłej lektury.


Niemiecka firma Profex to znany producent akcesoriów rowerowych. Wśród nich liczniki, które są dostępne na naszym rynku praktycznie w każdym sklepie rowerowym czy w większych sieciach hipermarketów. Marka ta ma swoich zwolenników jak i przeciwników. Główne podejrzenia malkontentów to niska cena w porównaniu do liczników takich producentów jak Sigma czy Kellys. Przy tych samych funkcjach Profex jest zdecydowanie tańszy i sprawia wrażenie słabszego jakościowo. Jak jest naprawdę?
Otóż okazuje się, że czasem warto zaufać marce, która na pierwszy rzut oka zbytniego zaufania nie wzbudza. Osobiście przekonałem się o tym kupując 6 lat temu w Tesco model 1200 za ok 25zł. Przy założeniu, że miał to być licznik przejściowy i nie dawałem mu szans na więcej niż jeden sezon, ten niepozorny licznik bardzo mnie zaskoczył. Przeżył wiele, upadki, deszcze, mrozy itp. Działał bez zarzutów i w końcu padł, jednak czas jego działania można uznać za więcej niż zadowalający. Poza tym był bardzo solidny, dobrze spasowany i dokładny.
Skoro nie było szans na reanimację tego urządzenia, trzeba było zaopatrzyć się w nowy.
W poszukiwaniach nowego sprzętu znowu wybrałem się do hipermarketu(4 maja) , tym razem Real. Co ciekawe liczników był multum w tym również Profex oraz trochę inny bez nazwy, który wyglądał podobnie ale nie miał logo na obudowie. Kryterium zakupu było proste, licznik do 50zł z termometrem. Wybrałem w końcu ten „no name” z 22 funkcjami za 44zł.
Jak się potem okazało to oczywiście Profex, który miał te same funkcje co wszystkie obok z logiem droższe o co najmniej 10 zł.
Pierwsza sprawa to szkoda, że licznik nie ma oznaczenia fabrycznego modelu, to może utrudnić poszukiwania potencjalnym nabywcom.
Licznik zapakowany jest fabrycznie w plastikowy blister, co według mnie nie jest zbyt dobrym rozwiązaniem. Jako opakowanie sprawdza się świetnie, bo sprzęt jest w miarę dobrze chroniony, ale podczas ewentualnej reklamacji bywają problemy, szczególnie w sprzedaży wysyłkowej.
W opakowaniu znajdują się:
- Licznik
- Platforma przewodowa z sensorem
- Magnes na szprychę
- 6 pasków zaciskowych
- 4 różne instrukcje (w tym 3 po polsku i 1 po niemiecku)
- 2 rodzaje informacji producenta o produkcie (niemiecka i polska)
Po ostrożnym odbezpieczeniu opakowania wyciągamy wszystko na wierzch. Na liczniku nałożona jest cienka folia ochronna z przykładowym nadrukiem prezentującym wygląd wyświetlacza podczas działania. Pięć minut po wyjęciu licznika z blistra na wyświetlaczu przyklejona jest już folia poliwęglanowa, którą uważam za bardziej przydatną w takim urządzeniu niż w telefonie. Pozostałe akcesoria schowane są w małej torebce foliowej.

Instalacja.
W zasadzie nie potrzeba do niej instrukcji. Każdy kto choć raz zakładał licznik może to zrobić prawie z zamkniętymi oczami. Kilka pasków zaciskowych na kierownicę by umiejscowić platformę, kolejne niżej do sensora i następne zabezpieczające przewód. Tym razem nie było zabawy z gumowymi podkładkami. W licznikach Profex są one umiejscowione na stałe zarówno pod platformą jak i pod sensorem. Wszystko to sprawia, że ilość części w zestawie ograniczona jest do niezbędnego mimimum.

Zanim ruszę w sprawdzającą przejażdżkę....
Nim zostaną nabite pierwsze kilometry trzeba zwrócić uwagę na sam licznik i parametry. Podstawa to poprawnie wpisany obwód koła. Tym razem nie posiłkowałem się tabelką, tylko osobiście zmierzyłem obwód koła. Dokładnie 2160 mm i wszystko jasne. Po wpisaniu obwodu licznik pyta nas o ilość kilometrów do przeglądu, następnie o wiek i wagę a na końcu ustawiamy zegarek.
Waga i wiek potrzebna jest do przeliczania spalonych kalorii i tłuszczu, co jak się potem okazało było dla mnie nową, bardzo przydatną funkcją.
Tuż po zakupie zauważyłem, że licznik posiada o wiele więcej funkcji niż się po nim spodziewałem. Oprócz wymaganego termometru i wspomnianego licznika kalorii, urządzenie wyposażone jest również w „pamięć tymczasową” czymkolwiek to jest(!), oraz co chyba najbardziej ciekawe – podświetlenie.

Odpowiednio skalibrowany licznik umiejscowiłem w platformie i....

W drogę!
Pierwsze co zwróciło moją uwagę to fakt, że licznik reaguje na zmiany prędkości wolniej niż zwykły Profex 1200. Po jakimś czasie jednak przyzwyczaiłem się do tego i jechało się już normalnie.
W czasie jazdy okazało się, że licznik posiada jeszcze jedną funkcję. W prawym górnym rogu wyświetlacza widnieje symbol „+”, który oznajmia nam że obecnie nasza prędkość jest wyższa od prędkości średniej AVS. I odwrotnie, jeśli widać „-” to znaczy, że jedziemy wolniej niż prędkość średnia, co może być mobilizatorem do szybszej jazdy. Kolejna sprawa, która zwróciła moją uwagę to fakt, że licznik jest o wiele „wyższy” niż płaski poprzednik. Po pewnym czasie i na to przestałem zwracać uwagę.
Podczas pierwszej wycieczki miałem wrażenie, że licznik błędnie nabija kilometry a termometr zawyża wyniki. Jak się okazało nic bardziej mylnego, porównując potem przejechaną trasę z mapami google, wyniki kilometrów były niemal identyczne, a temperaturę porównałem z termometrem domowym i wyniki były takie same.
Teraz przejdę do małej wady jaką zauważyłem podczas jazdy, mianowicie lekkie luzy licznika na platformie podczas przełączania funkcji. Luz w zasadzie minimalny ale wyraźnie odczuwalny. Mam nadzieję, że w trakcie użytkowania się nie zwiększy.
Druga wada to same klawisze, wydaje się, że również mają lekkie luzy, co może być szczególnie uciążliwe jeśli ewentualnie się później wyrobią. A zaznaczyć trzeba, że aby przejść przez wszystkie funkcje prawego klawisza trzeba użyć go aż 10 razy. Mam jednak nadzieję, że po kilku setkach kilometrów przestanę zwracać na to uwagę a klawisze będą działać tak jak pierwszego dnia.
Kolejną wadą jest lekkie niedogadanie się funkcji w liczniku. Chodzi mianowicie o podświetlenie i pamięć tymczasową. Podświetlić licznik możemy na 2 sposoby. Kiedy przytrzymamy prawy klawisz przez 2 sekundy ekran włączy podświetlenie na 8 sekund prezentując nam funkcje SCAN podstawowych parametrów wycieczki. Jeśli chcemy włączyć podświetlenie bez tej opcji musimy wcisnąć lewy przycisk. Tylko że w ten sam sposób uruchamia się jednocześnie „pamięć tymczasową”, a więc jeśli ostatnią opcją był na przykład zegarek to by go zobaczyć w podświetleniu należy wcisnąć lewy klawisz 2 razy by włączyć i natychmiastowo wyłączyć „pamięć tymczasową”. Idzie przywyknąć, ale instrukcja mogłaby o tym wspomnieć na marginesie.

Z pozostałych funkcji licznik oczywiście posiada wybór mile lub kilometry. Stopnie temperatury w C° lub F°, oraz podczas jazdy wyświetla prędkość również w dziesiętnych. Co ważne to pierwszy Profex z którym się spotkałem, mający funkcje wpisania przejechanego całkowitego dystansu, co jest szczególnie przydatne przy restarcie czy wymianie baterii. A jeśli o niej mowa, to na pokładzie znalazła się chyba największa z możliwych. Tutaj również Profex poprawił błędy z poprzednich modeli w których była mała klapka, teraz jest odkręcana monetą pokrywka. A pod nią 3 razy większa bateria niż w poprzedniku. Nie ma się jednak co dziwić, w końcu przy takiej ilości funkcji potrzebny jest spory magazyn energii szczególnie przy podświetlaniu wyświetlacza.

Wróćmy na moment do samej platformy, kabla i sensora. Tutaj również pojawiły się poprawki. Na całe szczęście kabel jest bardzo ciasno wsunięty w platformę a dalej „zatopiony” w plastiku co uniemożliwi przerywania dopływu impulsów przy ewentualnym naciągnięciu kabla. A ten jest zdecydowanie grubszy tym samym mniej narażony na uszkodzenia. Sensor w zasadzie identyczny, jednak sam magnes już inaczej wkręcany na szprychę, co w moim przypadku poskutkowało tym, że sensor na widelcu umiejscowiony jest pod skosem bo inaczej nie było możliwości by nie stykał się z magnesem. Początkowo bałem się, że będzie to miało wpływ na wyniki ale jak się potem okazało nic takiego nie miało miejsca.

Podsumowanie.
22 funkcyjny licznik Profex był dla mnie zakupem koniecznym. Kolejny raz mam możliwość korzystania z urządzenia tej marki i mam nadzieję, że wytrzyma chociaż połowę tego co poprzednik. Patrząc na to ile posiada funkcji i cenę odnoszę wrażenie, że jest to idealny przykład odpowiedniej równowagi jakość – cena.
Śmiało mogę go polecić rowerzystom, którzy niekoniecznie są wyczynowcami i nie potrzebują super drogich liczników na ekstremalne wyprawy. W zasadzie przy tej cenie nic lepszego nie znajdziecie.
Oczywiście urządzenie nie jest pozbawione wad. Wymagających rowerzystów zasmuci fakt, że platforma przystosowana jest tylko do instalacji na kierownicy. A zwolenników totalnej nowoczesności może zniechęcić to, że licznik droga od sensora do licznika jest przewodowa. Co w moim przypadku było celowym wyborem, gdyż czytałem że liczniki bezprzewodowe lubią łapać różne fale radiowe które spotkają na swojej drodze. A to ma oczywiście wpływ na wyniki.

Dziś mam przejechane już 360 km i mogę spokojnie stwierdzić, że poprzednio wspomniane małe wady poszły w zapomnienie.


Porównanie starego i nowego, jeszcze nie rozpakowanego modelu © KornFanHead

Sporych rozmiarów bateria, gwarantująca długi zapas energii. Bardzo dobry system zamykania pokrywki © KornFanHead

Nowa i stara platforma obok siebie. Widać, że nowa jest zdecydowanie solidniejsza. © KornFanHead

Stary sensor po lewej, nowy po prawej. Prawie takie same w nowym grubszy kabel © KornFanHead

Stara platforma na chwilę przed zdemontowaniem © KornFanHead

A to już nowa, na swoim miejscu. © KornFanHead

A tak to wygląda po założeniu na nią licznika. © KornFanHead

Sensor i magnes do którego instalacji nie potrzeba śrubokręta. © KornFanHead

Nowy licznik na swoim miejscu. Jazda z pakietem informacji jest o wiele bardziej satysfakcjonująca. © KornFanHead

W połowie dziewiczej wycieczki. © KornFanHead
Sobota, 9 czerwca 2012

Po truskawki

  • DST 5.04km
  • Czas 00:19
  • VAVG 15.91km/h
  • VMAX 48.30km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Kalorie 26kcal
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl