Informacje

  • Wszystkie kilometry: 9481.55 km
  • Km w terenie: 1675.50 km (17.67%)
  • Czas na rowerze: 24d 19h 04m
  • Prędkość średnia: 15.01 km/h
  • Suma w górę: 11479 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy MrHead.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Poniedziałek, 31 grudnia 2012

Nowy Duninów Zdobyty po raz 3. Plan zrealizowany!

Udało się! Plan został zrealizowany i w tym roku przejechałem ponad 2000 km! Dla jednych to mało dla innych średnio, jeszcze inni powiedzą, że to dużo. Dla mnie osobiście jest to duży sukces. Jednakże nie mogę powiedzieć, że ten rok choć zaglądając w statystyki można odnieść takie nieomylne wrażenie, jest rekordowy.
Pod jednym względem na pewno, mianowicie rekordowy w ilości udokumentowanych, zarejestrowanych kilometrów. Nie zapominam jednak o kilku latach wstecz, kiedy to co prawda miałem licznik, ale nie znałem tej strony a jeździłem bardzo intensywnie. Tak czy inaczej to właśnie teraz odnotowałem jeden z lepszych wyników życiowych.

A jak to się dziś zaczęło? Wstałem dość wcześnie rano po 8:30. Od razu zacząłem przygotowania. Najpierw śniadanie czyli makaron al-dente z jajkami podsmażony na patelni. Potem herbata według przepisu gada bagiennego, wlana do pożyczonego od kolegi termosu, ponieważ mój popsułem kilka dni temu. Potem nasmarowałem twarz tłustym kremem a usta szminką ochronną. Do tego jeszcze antyperspirant i dopiero po tym ubrałem koszulki termoaktywne. 2 pary skarpet, spodnie, kurtka i glany. Telefony naładowane przez noc, więc Nokia jako nawigacja, SE jako radio i mp3. Licznik wyzerowany, torba z najpotrzebniejszymi rzeczami spakowana. Można ruszać!
Zanim jednak wyjechałem na długą prostą, pomyślałem, że odwiedzę sklep rowerowy tak profilaktycznie pytając czy mają może te kominiarki do jazdy w mrozach? Mieli więc kupiłem i założyłem dość niedbale za pierwszym razem i wyglądałem w niej tak:


Ja w moim nowym nabytku po pierwszym niedokładnym założeniu. © KornFanHead


Potem kiedy kupowałem chusteczki w kiosku, w odbiciu szyby zobaczyłem ten czubek i go zniwelowałem. Jeszcze tylko wizyta w spożywczaku po czekoladę i GO!
Wszystko szło pięknie do 4 kilometra, nagle support znowu zaczął skrzeczeć jak stare nieoliwione drzwi od stodoły podczas otwierania. Oczywiście wkurzyłem się, ale postanowiłem że tym razem nie będę się tym przejmował. Zatrzymałem się jedynie by zdjąć kominiarkę, bo dziś naprawdę było ciepło i całą trasę temperatura oscylowała między 5 a 6,5 stopnia.
W dalszej drodze zatrzymałem się na chwilę nad jeziorem lubiechowskim by zrobić min. to zdjęcie:


Jezioro lubiechowskie, od wczoraj nic się nie zmieniło © KornFanHead


Było to miejsce w którym byliśmy wczoraj z kumplem a dziś był to początkowy przystanek. Pomknąłem dalej czując jak coraz mi cieplej, bo nie dość, że było ogólnie ciepło to jeszcze z wiatrem!

Pierwszą przerwę na posilenie się zrobiłem nad jeziorem skrzyneckim.


Pierwszy dłuższy postój. Ciepła herbata i podziwianie widoków. © KornFanHead

Zimą widać, że jest mniej wody w jeziorze. W lato zakryła by prawie całą oponę. © KornFanHead


Po chwili pokrzepienia pojechałem dalej i w krótkim leśnym odcinku zaliczyłem pierwszą ucieczkę przed psem. Długo nie dawał za wygraną, ale w końcu odpuścił.
Niedługo potem dotarłem do granicy województw i znalazłem się na Mazowszu.

Nowy Duninów zaprasza, a to jeszcze nawet nie połowa drogi do celu. © KornFanHead

Znowu na znanym szlaku, który z czasem wydaje się coraz krótszy. © KornFanHead


Od tej chwili przede mną długa prosta i jeden zakręt w lewo a potem druga prosta i Duninów. Wszystko ładnie, pięknie a tymczasem support skrzeczał jak oszalały. W końcu coś w nim strzeliło i zrobił się spory luz, ale przestało tak mocno skrzeczeć.
Cóż byłem za daleko by się wracać i pomyślałem sobie tak - "Dobra zobaczymy kto dłużej wytrzyma, ja czy ty. Jak się posypiesz, to wrócę na pieszo do domu, ale nie zawrócę". I tym sposobem zacząłem ignorować awarię i przeć do przodu.
10 kilometrów dalej zaczął się nowy problem ale tym razem nie z rowerem a z odzieżą. Koszulka która była 1 warstwą przestała oddawać pot dalej i kleiła się do mnie, a że była schłodzona bałem się, że mnie przeziębi. Moja reakcja była szybka, obiłem z drogi głównej Gostynin - Nowy Duninów, w las i tam rozebrałem się szybko do pasa i założyłem na siebie jedynie drugą koszulkę a na to kurtkę. Ulga niewysłowiona, było ciepło i sucho a przepocona koszulka którą zdjąłem, trafiła do reklamówki a potem na dnie torby. Od razu wypiłem też połowę herbaty z termosu, który jak się okazało był szczelny, ale jak to z "pociskami" bywa, nie trzymał tak dobrze jak stare szklane i herbata była ciepła ale nie gorąca.
Trochę się jeszcze rozruszałem i dalej w drogę by po kilku kilometrach znaleźć się w Nowym Duninowie.


Przy tablicy "Nowy Duninów" z wynikiem oznajmiającym, że jakby nie patrzeć plan się uda! © KornFanHead

Nowy Duninów zdobyty po raz 3 w tym roku! © KornFanHead


Na zwiedzanie w zasadzie nie było dużo czasu, bo jednak jest chłodno a po za tym, chciałem wrócić do domu przed zmrokiem. Zauważyłem jednak pewne zmiany. Pół roku temu widziałem w zespole parkowym ciężki sprzęt, okazało się, że to prace remontowo-pielęgnacyjne i robili tam sztuczne stawy z fontannami.
Jeden z nowych zbiorników wodnych w zepole pałacowo-parkowym © KornFanHead


Sztuczna zatoka w surowej odsłonie. © KornFanHead

Wisła i gdzieś tam w oddali po prawej kominy Petrochemi Płock © KornFanHead


Na bulwarach zrobiłem sobie przerwę, wypiłem 2 kubki herbaty i zjadłem pół czekolady. Spotkał mnie tam mały piesek, który patrzył na mnie błagalnym wzrokiem. Miał niestety złamaną tylną łapkę i chciałem mu jakoś pomóc w niedoli. Ułamałem kawałek czekolady, choć wiem, że w sumie psom nie wolno jej jeść. Powąchał ją i nie wzbudził zainteresowania patrząc na mnie dalej.
Żałowałem wtedy, że nie wziąłem jakiejś kanapki. Oddałbym mu całą.

Nie było jednak czasu na zbyt długi postój i czas było ruszać w powrotną drogę.
Chciałem zrobić ponownie zdjęcie mojego odbicia w drogowym lustrze, ale jakiś miejscowy stał niedaleko i patrzył na mnie wzrokiem, jakbym mu matkę naleśnikiem zabił. Miałem wrażenie, że zaraz rzuci się na mnie a przynajmniej będzie miał jakieś wonty. Nie było opcji zrobić zdjęcia, bo jeśli by na mnie ruszył nie zdążyłbym odłożyć telefonu do kieszeni i robić uniki.
Choć pojechałem w boczną uliczkę, licząc że odejdzie albo odjedzie bo chyba czekał na kogoś kto miał go zabrać, po powrocie z zaułka, stał tam cały czas, więc odpuściłem i pojechałem dalej. Tak jak poprzednio z kumplem, lasami szlakiem konnym.
Miało to swoje uzasadnienie, po pierwsze droga powrotna była pod wiatr więc w lesie było spokojniej. Po drugie brałem pod uwagę fakt, że miałem na sobie tylko 2 warstwy ubrań, a już czułem, że i ta koszulka ledwo daje radę. Na szczęście jakoś dawała radę i jedyne na czym się skupiałem to utrzymanie prędkości na poziomie 15km/h co w lesie takie proste nie jest. Było kilka zlodowaceń w zagłębieniach i koleinach, ale szczęśliwie nie zaliczyłem gleby. Jadąc po lesie odkryłem przyczynę przez którą zgubiłem wtedy licznik. Przeglądając funkcje licznika poczułem, że wystarczy delikatnie dotknąć bolca odbezpieczania a już licznik jest luźno. Kiedy się go puści licznik tkwi ale o takie przypadkowe odbezpieczenie w drodze nie trudno, więc trzeba mieć się na baczności.

Stare samotne drzewo jeszcze trwa... © KornFanHead

W końcu udało mi się dojechać do województwa kujawsko-pomorskiego i poczułem lekką ulgę, że już nie tak daleko do domu. W myślach wciąż walczyłem z pytaniem, czy się przeziębię czy nie. Zadzwoniłem do domu by pilnowali pieca i by nagrzali mi wodę na gorącą kąpiel.
Po dojechaniu do głównej żużlówki miałem 2 wyjścia, albo odbić w lewo i dojechać do Skrzynek, gdzie miałem pierwszy postój. Albo prosto lasem do Krzewentu. Odgłosy wiatru w koronach drzew przekonały mnie, że rozsądniej będzie prosto lasem.


Już w kujawsko-pomorskim. Las spokojny a do domu jeszcze 15 km. © KornFanHead


Przed wyjazdem z lasu przystanąłem na chwilę i napiłem się ledwo ciepłej herbaty z termosu. Po czym znowu w drogę. Wyjazd na asfalt w Krzewencie i potwierdziła się moja słuszność jazdy lasem. Wiatr dał o sobie znać, ale jeszcze nie było tak źle jadąc na skraju lasu. Gorzej było jak już jechałem Dębniakami i Grodztwem. 12-10 km/h i wiatr grający na kapturze.
I kolejny problem, na liczniki 58km zrobionych, a przecież do domu blisko a miało być 62 co najmniej. Po wjeździe na górkę było już 60 więc postanowiłem objechać miasto dookoła i jak zaparkowałem rower w komórce na liczniku było 63,100. Uff udało się.


Tuż po ukończonej trasie. Dowód na to, że dystans został osiągniety. © KornFanHead


Wspomnę jeszcze o tym, że bateria w Nokii choć potężna, jest totalnie nie odporna na niskie temperatury. Choć ładowana całą noc i pełna przed wyjazdem, już w Duninowie zaczęła mi jęczeć, że ma się ku rozładowaniu i włącza tryb oszczędnościowy. Wiadomo jednak, że wytrzymała do domu i pewnie jeszcze trochę by pociągnęła, ale po co jęczy mi 2 godziny, że ma dość?
Po za tym po wykonanym telefonie wysypał się Sports-Tracker i Endomondo i włączyłem je od nowa. Szkoda, że nie mam jednej zwartej informacji tylko trasę muszę kleić a bikemap.net z dwóch.

A co do supportu, to co strzeliło to nie była kulka z wianka a puścił gwint i śruba się trochę poluźniła.
Trzeba będzie coś z tym zrobić ale to już zagadnienie na inny dzień.

Teraz piszę to i jestem na granicy zdrowia i przeziębienia. O 20 idę do kumpla na sylwka opijać bezalkoholowo sukces roku!



  • DST 63.10km
  • Teren 22.00km
  • Czas 04:04
  • VAVG 15.52km/h
  • VMAX 34.60km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Kalorie 1307kcal
  • Sprzęt J.Notter (Emeryt)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl