Informacje

  • Wszystkie kilometry: 9481.55 km
  • Km w terenie: 1675.50 km (17.67%)
  • Czas na rowerze: 24d 19h 04m
  • Prędkość średnia: 15.01 km/h
  • Suma w górę: 11479 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy MrHead.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Środa, 9 listopada 2011

Wyprawa do empiku po SlipKnoT - IOWA 10th Anniversaty lasami.

Obudził mnie listonosz dzwoniący do drzwi, dzierżąc w dłoni przesyłkę której nie spodziewałem się aż tak szybko. Wstałem i odebrałem moją płytę. Zadowolony z tego, że kolejna wyjątkowa płyta zagości w mojej dyskografii, zapomniałem, że planowałem na dzisiaj wypad na rowerku.
Kiedy sobie to uświadomiłem zaraz wyszedłem sprawdzić jak dzisiaj pogoda. No cóż za specjalnie nie zachęcała, ale przecież nie padało, specjalnie zimno nie było więc po co sobie wmawiać, że nie da się pojechać skoro to możliwe, trzeba tylko chcieć.
Zacząłem się powoli przygotowywać do drogi. Okazało się, że moja koszulka termoaktywna rozciągnęła się po praniu i to znacznie. Co mnie zdziwiło, gdyż prałem ją ręcznie i bardzo delikatnie. Przygotowując obowiązkowy termos na drogę w sumie nie miałem celu gdzie jadę. Założenie było takie: pojechać sobie trochę po okolicy, nic na siłę i na zerwanie.
Kiedy już wychodziłem z domu w pełnej gotowości dostałem SMS-a. To empik powiadomił mnie, że mogę już odebrać płytę którą wcześniej zamawiałem. No to już wiedziałem gdzie pojadę. Włocławek w linii prostej 15 km i co prawda może taki dystans jak po takim okresie bezczynności to trochę zbyt duże rzucanie się na głęboką wodę, to świadomość, że odbiorę w sklepie jedną z najlepszych płyt jakie kiedykolwiek powstały wygoniła z głowy wszelkie wątpliwości.
Tak więc ruszyłem ochoczo po drodze odwiedzając cmentarz (rocznica śmierci babci). I dalej jazda do celu. Jednak by nie było zbyt prosto i łatwo postanowiłem nie jechać drogą główną a cały odcinek do Włocławka pokonać lasami. Tak też zrobiłem.
Przyznam, że lekko nie było, pod warstwą liści nie widać korzeni a mój rower nie jest górski, nie ma amortyzatorów a jedyne co daje jakiekolwiek poczucie miękkości to sprężynowane siodełko. Ale nierówności to jeszcze nic. Okazało się, że podczas prania moja koszulka nie tylko się rozciągnęła. Straciła również właściwości odprowadzania potu. Czułem się w niej gorzej niż w koszulce bawełnianej i cały czas miałem ją przyklejoną do pleców. Mimo wszystko nie zawróciłem choć mijałem parę ścieżek gdzie swobodnie mógłbym odbić i wrócić do domu.
Pokonując las który tak dobrze znam doszedłem do kilku wniosków po wielomiesięcznej nieobecności na mojej ulubionej drodze. Las jesienią jest zupełnie inny niż wiosną czy latem. Parę miejsc prawie nie poznałem choć przejeżdżałem nimi dziesiątki razy. Wszystko jakbym odkrywał od nowa. Jednak dotarło do mnie, że lubię taką surowość przyrody kiedy słońce niekoniecznie świeci i trzeba sobie radzić samemu. I chociaż jazda była czasami katorgą to byłem zadowolony z tego, że znowu mogę penetrować te tereny na których nie było mnie tyle miesięcy.
To zaskakujące, że człowiek zrobił wcześniej tyle tysięcy kilometrów za kierownicą samochodu po całej Polsce, teraz najlepiej odnajduje się u siebie, gdzie nie jest zależny od cen paliwa, zegarków i telefonów od opierdalającego szefa.
Co do zegarka jednak była jednak kwestia która mnie goniła. Zrobiłem parę zdjęć ciekawszym miejscom i zrobiłem sobie przerwę na gorącą herbatą z czekoladą, ale wiedziałem, że z lasu muszę wyjechać przez zmrokiem. Mam doskonałą orientację w terenie, jednak wolałem póki co nie dodawać sobie zagadnień do rozważania w drodze.
Udało mi się i empiku dotarłem przed zmrokiem. Odebrałem płytę i jak okazało się, była o 5 zł droższa niż podawał to katalog. Ale to nie ma znaczenia. Ważne że SlipKnoT – IOWA 10th Anniversary Edition była już w moich rękach. Zawinąłem ją w bluzę i włożyłem do plecaka. Uzbroiłem się na noc czyli kamizelka, światła i jazda do domu. Tym razem już drogą główną co też ma w sobie nutę szaleństwa. Wszak wiadomo ilu debili jeździ po drogach. Zawsze jest możliwość, że człowiek może w nocy świecić się jak neon a i tak jakiś wariat w niego wjedzie. Tak czy inaczej lepiej tak niż bez oświetlenia w ogóle.
Po powrocie prysznic, obiad i ten dylemat – rozłoży mnie przeziębienie czy nie. Czapka przepocona, koszulka też.....niestety. A ja sam nie czuję się jak nowo narodzony. Wszystko się okaże jutro. Swoją drogą naprawdę mnie to wkurza. Co człowiek zacznie sezon to bach, przeziębienie, katar etc. Naprawdę nie ma na to sposobów?
Dobra dość marudzenia. Pora na co ciekawsze zdjęcia z dzisiejszych wojaży.


Struga © KornFanHead

Elementy ręcznego regulowania małą zaporą wodną © KornFanHead

Mała zapora wodna na strudze © KornFanHead

Brzoza zaatakowana przez Huby © KornFanHead

Wieża Widoń © KornFanHead

Surowy las jesienią © KornFanHead

Czas na przerwę w odpowiednim miejscu © KornFanHead

Korzenie drzew nad jeziorem Wikaryjśkim © KornFanHead

Wydma nad jeziorem Wikaryjskim © KornFanHead

Empik czyli cel podróży © KornFanHead

A oto i zakup już w domu :) © KornFanHead

A to właśnie z tym arcydziełem w ręku obudził mnie listonosz :) © KornFanHead
  • DST 41.17km
  • Teren 22.00km
  • Czas 02:56
  • VAVG 14.04km/h
  • VMAX 28.90km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Sprzęt J.Notter (Emeryt)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
No to dałeś czadu z jazdą (z muzą pewnie też, tylko mnie te tytuły nic nie mówią).
Mam nadzieję, że Cię nie rozłoży choróbsko, bo ja już mam właśnie przymusową przerwę - tylko,że nie od roweru a od pociechy mojej. Na razie gardło, liczę, że się bardziej nie rozniesie. Właśnie się leczę silnie wiśniami w spirytusie :)
euphoria
- 22:30 środa, 9 listopada 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl