Informacje

  • Wszystkie kilometry: 9481.55 km
  • Km w terenie: 1675.50 km (17.67%)
  • Czas na rowerze: 24d 19h 04m
  • Prędkość średnia: 15.01 km/h
  • Suma w górę: 11479 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy MrHead.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Środa, 16 listopada 2011

Odkrywać nowe miejsca a niektóre już znane odkrywac na nowo

Tę wyprawę planowałem już wcześniej. Czekałem jednak na dobrą pogodę a przede wszystkim na przestawienie się mojego zegara biologicznego tak bym mógł bez przeszkód wstać rano (czyli przed południem...). Poza tym mój wypad miał na celu przede wszystkim sprawdzenie jak rower sprawuje się na nowym osprzęcie oraz na znalezieniu miejsc w okolicy których jeszcze nie widziałem a które zobaczyłem na Google maps (swoją drogą kapitalna sprawa z tym Panoramio).
Obudziłem się o 7:00 ale nie dzięki budzikowi a przez ból podbrzusza. Czułem, że coś jest bardzo nie tak. Po wypiciu gorącej herbaty kiedy udało mi się rozgrzać zasnąłem i obudziłem się ponownie po grubo po 10. Na szczęście czułem się lepiej choć, do pełni szczęścia to wiele brakowało. Nic to jednak, od razu zacząłem się szykować do drogi. Brzuch mnie już nie bolał ale czułem się lekko osłabiony. Pomyślałem że to przejściowe i wsiadłem na rower.
Ruszyłem wyznaczonym przez siebie wcześniej kursem i z planowanym miejscu odbiłem w prawo gdzie jak się okazało droga była katorgą dla mojego roweru. Piach, rozwalone koleiny i jeszcze raz piach. Po kilkudziesięciu metrach nie miałem wątpliwości, w okolicy była wycinka. Dojechałem do niej po kilometrze ale już wtedy kiedy wjechałem na tą drogę padła pierwsza ważna myśl tego dnia – jeśli tylko rozmiar widełek na to pozwoli to koniecznie trzeba kupić opony trekingowe bo te na las się prawie nie nadają.
Jechałem dalej a piękne słońce grzało cudownie w plecy. Po drodze było kilka rozjazdów powodujących niepewność czy jadę dobrze, czy może znowu mam odbijać. Na szczęście pamięć wzrokowa z obserwacji mapy w internecie plus używanie kompasu ułatwiało zadanie.
W końcu dotarłem do pierwszego miejsca które chciałem osiągnąć. Czyli widok na jezioro a w tle wieża Widoń. Zrobiłem kilka zdjęć i przypomniałem sobie, że właśnie tędy kiedyś jeździłem przez las do Włocławka. Tak więc kolejna myśl – następna wyprawa to odtworzenie tej trasy.
Jadąc dalej przez piaszczyste drogi spociłem się i znowu poczułem, że koszulka nie działa jak powinna, ale to nic bo czapka jeszcze gorzej się przepaca i całą głowę miałem mokrą.
Ale to wszystko to takie małe przeszkadzajki bo jazda poza tym była bardzo przyjemna. Okrążając jeziora dotarłem w końcu na mój objechany dziesiątki razy szlak. Kolejny cel był niedaleko a jak dawno ja tam nie byłem. Wieża Widoń znowu okazała się mistrzem kamuflażu. Próbowałem wypatrzeć ją z daleka od strony północnej kiedy robiłem ku niej podjazd. Nie dało się a jej sylwetka odsłoniła się dopiero na ostatniej prostej. Za to na będąc już na Diabelskiej Górce obfotografowałem ją obficie.
Na górce przy wieży postanowiłem zrobić sobie małą przerwę i niestety okazało się, że poranny ból brzucha nie był przejściowy. Złapała mnie biegunka i wiedziałem że nie wydawało mi się że jestem osłabiony. Czułem się coraz gorzej ale nie na tyle by się wracać. Gorąca herbata i czekolada poprawiła mój stan. Po czym mogłem kontynuować jazdę. Tym razem ku wsiom w lesie w których też bardzo dawno nie byłem.
Drogi znośne choć czasem wpadło się w mały wiraż. Jadąc tak w środku lasu postanowiłem, że zakup dobrej koszulki termoaktywnej i czapki też jest konieczny.
W końcu udało mi się dotrzeć na przedostatni etap mojej podróży czyli nowo oddanej do użytku drogi asfaltowej. A nią powrót do domu przy okazji odwiedzając jeden ciek wodny widoczny na mapie Panoramio oraz przygotowanie się do jazdy nocnej przy wielkim dębie.
Zanim do niego dotarłem wnerwiłem się bo mój licznik zwariował. Skasował dobowy dystans a prędkość maksymalną przedstawiał w wyniku 80 km/h. Na szczęście zanim to się stało sprawdzałem stan chwilę wcześniej. Wiedziałem, że było 30 km przejechanych więc w chwili kasacji musiało być 31 tak więc dystans końcowy będzie wynikiem dodania tego który zaczął się od wyzerowania. Prędkość maksymalna wynosiła wcześniej 40,8 km/h więc jedyne co straciłem to czas w jakim ten dystans pokonałem.
Pod dębem uzbroiłem się w kamizelkę odblaskową, oświetlenie i ruszyłem środkiem lasu piękną asfaltówką.
Po powrocie do domu czułem się zesztywniały, zmarnowany. Ale nie przez podróż bynajmniej, dopiero potem biegunka dała o sobie znać.
Byłem też przekonany że dziś będę osłabiony na tyle, że nie wstanę z łóżka. Jak się okazało sport to zdrowie i odporność na wiele dolegliwości wzrasta.
A poniżej jak zwykle najciekawsze zdjęcia z wyprawy.

Mała patrolka łowiecka © KornFanHead

Jezioro Wójtowski Duże z widokiem na wieżę Widoń © KornFanHead

Jesienny widok na żółtym szlaku Gostynińsko - Włocławskiego Parku Krajobrazowego © KornFanHead

Las skąpany w jesiennym słońcu © KornFanHead

Drogowskaz prowadzący do wieży Widoń. Musieli o ustawić niedawno bo nie widzialem go wcześniej. © KornFanHead

Wieza Widoń w całej okazałości © KornFanHead

Mój rower pierwszy raz w terenie z nowym osprzętem © KornFanHead

Dąb Szypułkowy w okolicach Telążny leśnej widok od strony drogi © KornFanHead

Dąb Szypułkowy z widokiem na opuszczony dom © KornFanHead

Dąb Szypułkowy, widok od strony polany © KornFanHead
  • DST 43.00km
  • Teren 30.00km
  • VMAX 40.80km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Sprzęt J.Notter (Emeryt)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl